Właśnie minął miesiąc od
operacji Łukasza .3 sierpnia w GCZDz Łukasz miał wycięte guzy na
głowie, niestety nie udało się wyciąć guzów w całości gdyż brakło by
skóry a na rozległą operację z przeszczepem ze względu na ogólny stan
zdrowia nie zgodziliśmy się. Operacja syna trwała prawie 3 godziny i jak
potem poinformowała mnie lekarka która operowała syna była ona dla
niego bardzo ciężka i bolesna, zresztą przez dwa dni dostawał kroplówki z
morfiną więc ból naprawdę był silny. Szczerze to pobyt w szpitalu z
dzieckiem niepełnosprawnym jest czymś bardzo trudnym w szpitalach nie
ma warunków dla takich pacjentów a też personel medyczny nie jest
przygotowany na takich pacjentów. Niestety radość po operacji nie
trwała długo gdyż tydzień póżniej rana się otworzyła i ja osobiście
nigdy nie pomyślałam ,że coś takiego zobaczę a już na pewno nie na
głowie własnego dziecka. Na szczęście Łukasza nic nie bolało a
lekarze uspokajali nas ,że tak się czasem zdarza przy tak rozległych
operacjach . Jeżdziliśmy do Katowic na specjalne czyszczenia i
opatrunki. Potem dowiedzieliśmy się ,że nasza lekarka mieszka 2km od
nas i sama zaproponowała ,że będzie do nas przychodzić. I tak mijały
kolejne dni na czyszczeniu rany , zakładaniu specjalnych opatrunków ze
srebrem. Dzień za dniem mijały Łukasza trzeba było pilnować 24 godziny
na dobę patrzeć na niego żeby nie zerwał opatrunku a tu jeszcze jest
Bartek który ze względu na wakacje i czas wolny nudził się
niemiłosiernie. Mieliśmy zaplanowaną rehabilitację w ośrodku Neuron w
Małym Gacnie ale ze względu na Łukasza chcieliśmy zrezygnować no ale
przecież jeszcze jest Bartek więc jak możemy wybierać między jednym
dzieckiem a drugim. Lekarka widziała nasze rozterki poznała nasze
życie zrobiła synowi wszystkie badania , sprawdziła czy w organiżmie
nie ma stanu zapalnego z tej strony na szczęście było wszystko ok, i
namawiała nas do wyjazdu. Mówiła ,że opatrunki już potrafimy robić a syn
nie ma żadnych przeciw skazań aby korzystać z zajęć , zasugerowała
abyśmy kupili Łukaszowi specjalny kask który w razie czego ochroni
głowę a leczenie samej rany zajmie nam jeszcze co najmniej miesiąc więc
nie ma sensu abyśmy siedzieli w domu.
Z wielką niepewnością
pojechaliśmy , i na szczęście nia żałujemy chłopcy ćwiczyli wspaniale
Łukasz po zabiegu bardzo się wyciszył . Dzisiaj już jesteśmy w domu ,
opatrunki dalej robimy , rana powoli się zrasta ale niestety jest dużo
ziarniny którą trzeba wypalić i zabieg raczej jeszcze w tym tygodniu.
Wpis został przeniesiony z 04.09.2016r.
http://zycie-braci-gluchoniewidomych.bloog.pl/id,356012031,title,Operacja-i-rehabilitacja,index.html
Widziałem Wasze zdjecie, inspirowane fotografią dziewczynki na wózku, gdzie jej lustrzanym odbiciem była tańcząca baletnica. Teraz przeczytałem tą historię. Jesteście dzielni, trzymajcie się!
OdpowiedzUsuń